sobota, 29 marca 2014

Rozdział 7: Thank you for showing me who you are underneath...

<3 <3 <3 rozdział dedykowany Zayns tatoo <3 <3 <3

Przed Zaynem stał Kevin. Jakieś cholerne déjà vu. 

- Coś ty jej zrobił?! - warknął, popychając mulata gwałtownym ruchem. Musiałam wyglądać na prawdę koszmarnie, skoro domyślił się, że coś nie tak.

- Co ja jej zrobiłem?! Fajnie, że martwiłeś się tak o nią, kiedy jakiś zboczeniec prawie ją zgwałcił! - wstrząsnął sarkastycznie  Zayn najwyraźniej wkurzony całą sytuacją, po czym splunął nad kurtką Kevina. Nie zapowiadało się dobrze, ale nie miałam siły podnieść się z kanapy, a co dopiero łagodzić spór.

- Jezu, Pezz - podbiegł do mnie Kevin. Chciał położyć dłoń na moim ramieniu, ale w porę się cofnęłam. Czułam do niego wtedy odrazę. Po tym co zrobił. Po tym co mi powiedział.

- Oh, nie przejmuj się mną. W końcu jestem tylko dziwką - odparłam, udając, że to określenie wcale mnie nie ruszyło.

-J-ja nie chciałem żeby to tak wyszło Pezz. Martwię się o ciebie.

- Jak on do ciebie powiedział?! - do akcji wkroczył Zayn. Oczywiście, bo jakby inaczej.

- Zayn, spokojnie - próbowałam go uspokoić, ale to nie było proste. Jego oczy dziwnie poczerwieniały, a źrenice gwałtownie rozszerzyły. Zacisnął ręce w pięści. Tak jak dziś rano. Taki właśnie mnie przerażał. Chciałam do niego podejść, ale cholernie bałam się, że całą złość wyładuje na mnie. Gratuluję odwagi Pezz. Brawo.

- Nigdy. Więcej. Jej. Tak. Nie. Nazwiesz. - wycedził przez zęby Zayn. Zadał mocny cios w szczękę mojego przyjaciela. Po chwili kopnął go w brzuch. Kevin leżał zakrwawiony na podłodze.

- Zayn! Uspokój się! - próbowałam krzyczeć, ale głos załamywał mi się na każdej literze. - Zayn, proszę - nie widziałam już innego wyjścia. Zaczęłam płakać. Płakać, by pomóc osobie, która rano zamieszała mnie z błotem i zwyzywała. Osobie, którą mimo wszystko kochałam. Jak brata.

Brązowooki szybko przycisnął mnie do swojego torsu, ale ja lekko go odepchnęłam i podeszłam chwiejnym krokiem do Kevina.

- Wszystko dobrze? Kevin? - delikatnie klepałam rozwartą dłonią jego podrapany policzek. Co Zayn najlepszego zrobił...

- Tak, spokojnie Perrie. Jesteś słaba. Dobrze się czujesz? - zmarszczył oczy.

- To chyba ja ciebie powinnam o to spytać. Wszystko jest ok. Pomożesz mi wstać? - Kevin bez słowa wziął mnie na ręce, czego zupełnie się nie spodziewałam. Chyba Zayn wcale go tak mocno nie poturbował.

- Zaniosę cię do sypialni ok?

- Nie Kev, ja jeszcze muszę z kimś pogadać - skinęłam głową na Zayna. Był wściekły.

- Ok, tylko na niego uważaj - szepnął mi do ucha, jeszcze bardziej denerwując mulata - Pa Pezz - wyszedł kładąc mnie na kanapie i wychodząc z trzaskiem drzwi.

- Zayn, chyba musimy poważnie porozmawiać...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że rozdział jest krótki, ale to dlatego, że pod 6 były tylko 4 komentarze :( Dla kogo ma być dedykowany 8 rozdział? :)

środa, 26 marca 2014

Rozdział 6: Explore my story...

<3 <3 <3 rozdział dedykowany Klaudii Kill <3 <3 <3

- Perrie! - poczułam jak jego gładka, miękka skóra styka się z moim lodowatym policzkiem. - Pezz, słyszysz mnie? - był naprawdę przerażony. W tym momencie najchętniej leżałabym w bezruchu, ale trzeba mu dać jakiś znak życia. Moim pierwszym pomysłem było uchylenie powieki, ale to chyba przekraczało moje możliwości. Potarłam delikatnie kciukiem jego dłoń. Była taka roztrzęsiona. Z jego ust można było usłyszeć westchnięcie ulgi. 

- Jedziemy do szpitala - powiedział jakby do siebie i wziął mnie delikatnie na umięśnione ręce. Zaraz! Czy on właśnie chce mnie zabrać do szpitala? O nie, tak się bawić nie będziemy. Nie wiadomo skąd w moje nogi wstąpiła dziwna siła, tak, że zaczęłam wierzgać nogami, a moje oczy momentalnie zalały się łzami. Nie chciałam tam wracać. Nigdy.

- Cichutko królewno - lubiłam jak tak mnie nazywał. Nie wiem dlaczego. - Jesteś bardzo osłabiona, musimy cię tam zawieźć, żeby dowiedzieć się, czy nie potrzebujesz kroplówki, wiesz? - mówił do mnie jak do małej dziewczynki, której trzeba było wytłumaczyć, że musi oddać swojego misia młodszej siostrze.

- Proszę, nie zabieraj mnie tam - wydukałam. Byłam pewna, że nie pozwolę się znów zaciągnąć do tego miejsca.

- O co chodzi Perrie? - zapytał zmartwiony. Nie odpowiadałam. Nie chciałam. - Nie chcesz mówić, rozumiem. Jestem w końcu tylko jakimś obcym człowiekiem, którego się boisz... - byłam pewna, że mną manipulował, ale gdy spojrzałam na jego oczy, malował się w nich autentyczny smutek.

- Nie boję się ciebie. Gdzież bym śmiała - uśmiechnęłam się lekko, a on to odwzajemnił. To dziwne, ale chociaż przed chwilą ON chciał mnie... To słowo nie przechodziło mi przez usta. ON chciał mnie zgwałcić, a pomimo to teraz czułam się bezpiecznie przy Zaynie. Może warto mu o wszystkim opowiedzieć? - Ostatnio, gdy się tak pocięłam, znalazł mnie Max - mój brat. Zawiózł mnie do szpitala. Pytał się, dlaczego to zrobiłam, i wiesz co mu powiedziałam? Wcisnęłam mu jakąś bajeczkę, że chłopak mnie rzucił. Oczywiście uwierzył, tak się mną interesuje, że nawet nie wiedział, że nie mam żadnego pieprzonego chłopaka! W szpitalu stwierdzili, że to nienormalne, że ktoś tnie się tak często i głęboko, że powinnam już dawno iść do psychiatryka. Wzięli mnie za jakąś wariatkę! I wiesz co jest najgorsze?! Że mieli rację! Jestem zwykłą psychopatką! Nic nie wartym oszołomem! Kto normalny chce się zabić 1000 razy w ciągu jednego dnia?! Moje życie to tylko na zmianę płacz i wmawianie sobie, że będzie dobrze, że muszę być dzielna! Oni myślą, że ja lubię się ciąć, że lubię cierpieć! Przesyłają tych swoich zasranych psychologów, którzy myślą, że są fajni, a tak naprawdę nic nie przeszli w życiu! Uważają, że jak powiedzą mi coś o samoakceptacji czy jakiś innych duperelach to zmienią moje życie na lepsze! Myślisz, że nie nie chciałabym zmienić tego wszystkiego? Że nie chcę być kochana i kochać? Że nie chcę być szczęśliwa? Ale tak się nie da! Kiedy myślę, że jest dobrze, zawsze się coś spie*doli! Jestem nikim - wyszeptałam. Nie miałam już na nic innego siły. Kolejny potok łez spłynął po moich zapuchniętych oczach.

- Nigdy tak nie mów. Perrie, jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką spotkałem w życiu. Jesteś taka silna. Nie musisz się bać, przecież obiecałem, że nie dam cię skrzywdzić i słowa dotrzymam, rozumiesz? Nie możesz się poddawać, nie przez NIEGO. Ja wiem, nie można zapomnieć tego co było. Nie możesz wymazać z pamięci tych okropntch  chwil spędzonych razem z NIM. Nie da się ot tak żyć bez bolesnych wspomnień. Ale po co chcesz zapominać? Po to, by znów popełnić ten sam błąd drugi raz? Pamięć, to coś cennego, a wspomnienia, nawet te, które otwierają stare, ledwo posklejane rany na sercu, pozwalają iść inną drogą, poznawać nowe ścieżki, dzięki którym możemy być szczęśliwi. Przeszłość jest kluczem do przyszłości, uczy nas, przypomina błędy i nie pozwala ich powtórzyć. Ucieczka od emocji nigdy się nie udaje. Trzeba się z nimi zmierzyć, poradzić sobie i z nimi, i z ludźmi, których dotyczą. * - mocno mnie przytulił, tak jakby bał się, że będę próbowała się wyrwać. Ale ja tego nie chciałam. Chciałam trwać w jego uścisku jak najdłużej. Chciałam mieć go przy sobie na zawsze. Chwila, czy ja się przypadkiem nie zakochałam? Nie, nawet nie mogłam o tym myśleć. Nie chciałam psuć mu życia, w którym wystarczająco już namieszałam. Dzwonek do drzwi. Cholera, kto to może być. Spojrzałam błagalnie na mulata.

- Ja otworzę - odparł przyjaźnie. Powoli podniósł się i niechętnie podszedł do wejścia. Na jego twarzy, tak jak i chyba na mojej, pojawił się grymas niezadowolenia. Otworzył drzwi, a w nich pojawiła się znajoma mi postać.

Obróciłam się na kanapie. Nie spodziewałam się takiego gościa...

*w tej wypowiedzi Zayna użyłam w niektórych miejscach cytatów xD
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej :) Jest 6 <3 Chciałam wam strasznie podziękować za 11 komentarzy pod 5 xD Wcześniej było po 7 komentarzy, a teraz tak dużo, że aż fgsvhdcbt ^.^ Jeśli jescze nie podał mi ktoś swojego tt, a chce być informowany o rozdziałach to piszcie w komentarzach :D na Dwa pytania ;):

1. Dla kogo ma być zadedykowany rozdział 7?

2. Jak myślicie, kto odwiedził Pezz? 
Głosujcie w sondzie (ankiecie)!!! :)
 

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 5: Hell or heaven?

Sam na sam z psychopatą. Sam na sam z moim prześladowcą. Sam na sam z Andrew. Bałam się. Cholernie się bałam. Rozejrzałam się spanikowanymi oczami, czy aby w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc. Czarna dziura. Cholera. Przygwoździł mnie jeszcze bardziej do ściany, a jego obślizgła, ogromna dłoń zaczęła wodzić po moim ciele, gdy nagle wślizgnęła się pod mój T-shirt. Drżałam, dygotałam, trzęsłam się. Ze strachu. Niech ktoś mi pomoże!

- Błagam cię, przestań - wyjąknęłam, gdy przestał zasłaniać mi usta. W końcikach moich oczu pojawiły się łzy. Łzy bezradności, lęku, wściekłości.

- Oj Perrie, nie będziesz mi mówiła co mam zrobić - cały czas okręcał sobie na palcu moje blond włosy. Na jego twarzy malował się zawadiacki uśmieszek. Nienawidziłam go.

- Kevin, Jade, Leigh, Jesy... Zayn! Pomocy! - krzyknęłam bez zastanowienia i od razu pożałowałam. Przylgnął do mojego ciała jeszcze bardziej, nabijając mi przy tym kilka siniaków. Nie było już dla mnie ratunku. Szarpałam się, ale ON był silniejszy. Puścił mnie. Zaraz, co? Puścił mnie. Popatrzyłam zdezorientowana wokół siebie. Zayn. Zayn bijący Andrew. Skąd on się tu wziął? Uciekać czy go od niego oderwać? Uciekać. Biegłam przed siebie, zupełnie nie zwracając uwagi, gdzie prowadzą mnie moje nogi. Jezu Perrie, idź do domu. Dobra myśl. Skierowałam się w stronę budynku. Co teraz? Co będzie ze mną? Jak mam żyć, gdy wiem, że on nie odpuści? No jak? Podeszłam wolnym krokiem do grafitowej szafki w przestronnej łazience. Wyciągnęłam powoli przedmiot, którego zarzekałam się nigdy nie wziąć do ręki. Wyciągnęłam żyletkę. Zamknęłam drzwi, chociaż byłam sama w domu. Zawsze to robiłam. Po prostu. Obracałam niepewnie metalowy przedmiot. Nie chciałam tego robić. To tak jakbym przegrała ze sobą. Jakbym się poddała. A może tak było? Może po prostu nie dawałam sobie rady? Dla kogo miałam żyć? Dla olewających mnie rodziców? Dla mającego mnie za dziwkę przyjaciela? Dla kogo?! Przecież jestem nikim. Powinnam była oddzielić Zayna od Andrew, ale oczywiście stchórzyłam. Bo jakby inaczej! Zadałam sobie jedno agresywne cięcie. Zajęczałam z bólu. Kolejna szrama. Kolejna. I jeszcze jedna. W sumie to dziwne, ale wogóle nie płakałam. Byłam raczej wściekła. Wściekła na siebie. Wściekła za to, że jestem taka bezradna. Usłyszałam czyjeś kroki. Oczywiście, panna Edwards, która "bardzo dba o swoje bezpieczeństwo", nie zamknęła drzwi wejściowych...

- Perrie? Pezz? - to był Zayn. Jeszcze jego mi tu brakowało. - Perrie?! - nie odpowiadałam. Pewnie większość lasek rzuciłaby mu się w ramiona i zaczęła dziękować, ale ja nie byłam większość. - Perrie błagam! Gdzie ty jesteś?! - wykonałam kolejne cięcie żyletką. - Perrie!!! - podbiegł do drzwi łazienki. - Odezwij się! - milczałam. Bałam się, że gdy zacznę coś mówić to zaraz się rozbeczę. - Do jasnej cholery, Perrie odezwij się! Zaraz wywarzę drzwi! Kur*a Perrie! - wybuchnęłam płaczem. Miałam wrażenie, że zamiast oczami, Bóg obdarował mnie jakimiś wodospadami.

- Perrie proszę, otwórz. On cię już nigdy więcej nie skrzywdzi. Proszę cię Pezz - jego głos był taki aksamitny. 

- Nie rób nic głupiego - czyżby ktoś się o mnie martwił? - Błagam cię, nie zrób sobie nic głupiego. Otwórz mi - byłam pewna, że tego nie zrobię. Na podłodze było pełno krwi. - W takim razie odsuń się od drzwi - co? O co mu chodzi? Po chwili stał przedemną Zayn, który był chyba dumny z siebie, że wywarzył te cholerne drzwi, ale gdy mnie zobaczył, jego miną zrzedła. Przez jego oczy przeleciały miliony emocji naraz.

- Boże, Perrie... - upadł na kolana zakrywając twarz rękami. 

- Ej, Zaza. - chciałam go pogłaskać po głowie, ale w porę cofnęłam rękę, uświadamiając sobie, że zostawię przy tym krwawy ślad na jego idealnie ułożonych włosach.

- Przepraszam - powiedział przez łzy.

- Ty mnie za coś przepraszasz? Za co? Za to, że uratowałeś mnie przed tym psycholem, czy może za to, że jako jedyny się mną interesujesz? - starałam się uśmiechnąć, ale to chyba było bez sensu. Mulat bezgłośnie wstał i przeszukując wszystkie półki, po czym wyjął śnieżnobiały bandaż i delikatnie obwinął nim moją rękę. Skrzywiłam się z bólu.

- Przepraszam - był smutny. Tak cholernie smutny. W moich oczach zebrał się kolejny strumień łez. Wyciągnął przed siebie dłoń, aby zetrzeć moje łzy, ale instynktownie się cofnęłam.

- Ty-ty się mnie boisz? - jego oczy stały się jeszcze smutniejsze. Przezemnie. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. - Rozumiem - mruknął i wstał, aby wyjść z pomieszczenia. I właśnie w tym momencie moje złośliwe oczy postanowiły wypuścić wszystkie łzy jakie do tej pory w sobie zbierałam.

- Zayn...
- Cii - chłopak od razu do mnie podbiegł i wziął na ręce, po czym ułożył mnie wygodnie na skórzanej sofie. - Będzie dobrze. Ochronię cię księżniczko - mocno się do niego przytuliłam, a on szybko odwzajemnił uścisk, jakby bał się, że zaraz mu odlecę. Poczułam się słabo. Zemdlałam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i jest 5 :) Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale cóż xD Następny rozdzialik na 99% dodam we wtorek <3 Jeśli ktoś jeszcze nie podał mi swojego tt, a chce być informowany o nowych rozdziałach niech pisze w komentarzu ;) No i jeszcze jedna sprawa xD Pomyślałam, że mogę robić dedykacje w rozdziałach ^.^ Chce ktoś, żeby 6 rozdział był dedykowany specjalnie dla niego? Piszcie :D 

 

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 4: Baby I love you first...

Poczułam kilka promieni słonecznych na mojej zaspanej twarzy i leniwie otworzyłam ociążałe powieki. Zaraz?! Jak ja się tu znalazłam? Przecież przed chwilą oglądałam ten nudny film z Zaynem... Ale już rano. Gratuluję spostrzegawczości Perrie! Zbiegłam szybko na dół. Nie było go. Nigdzie. Drzwi! Zamknięte. Jakim cudem? Musiał wziąć klucze, żeby zamknąć dom! Nie. Klucze są. Więc jak to zrobił? Nie wnikam. Było zbyt wiele możliwości, abym musiała sobie tym zawracać mój skołowany umysł. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że jestem najzwyczajniej w świecie idiotką. Najpierw daje numer telefonu obcej osobie, potem wpuszczam ją do domu, opowiadam o swoim życiu, a na koniec zasypiam jej na ramieniu! Pezz, przecież on mógł cię okraść, zgwałcić, pobić, a nawet porwać! Nie ma co gdybać. W końcu trzeba jakoś się ogarnąć. Podeszłam, pociągając nogami, do lustra. Wątpliwej urody blondynka* z podkrążonymi oczami, pomarszczonymi ustami i beznadziejnym życiem. Oto co zastałam. Nikogo nieobchodząca nieudacznica. Aż żal patrzeć. Patrzeć na mnie. Patrzeć na moje życie. Zegar. Cholera, już po 7. Trzeba iść do miejsca tortur powszechnie zwanego szkołą...

****25 minut później****

- Hej! - przywitałam Jade, Jesy i Leigh. Tak strasznie je kochałam. Może dlatego nie powiedziałam im nigdy o NIM? Chciałam, żeby były szczęśliwe, nie zniosłabym smutku na ich ślicznych twarzyczkach.                                              - O! Widzę, że Little Mix w komplecie. - podszedł do nas Harry, chłopak Jade. Już chyba tylko on nazywał nas Little Mix. W pierwszej i drugiej klasie mówili tak na nas dosłownie wszyscy. Dlaczego? Dlatego, że każda z nas była zupełnie inna. Myślę, że dlatego byłyśmy sobie tak bliskie. Każda z nas wnosiła do przyjaźni coś nowego. 

- Hej! - krzyknęłyśmy wszystkie niemal równo. Jadey podeszła do loczka i delikatne musunęła jego zmierzwione usta, po czym ten zadowolony poleciał na lekcje. Na końcu zatłoczonego korytarza dostrzegłam Kevina. Gdy tylko nasze spojrzenia się zetknęły, chłopak spuścił smutne oczy. Tak bardzo chciałam wyjaśnić wczorajszą, dość niezręczną sytuację. Tak bardzo chciałam dowiedzieć się, dlaczego tak zareagował.                                                  - Cześć - burknął tylko Kev i ruszył dalej. - Co mu się stało? - spytałam zaskoczona zachowaniem przyjaciela.   - Ty mu się stałaś - odparła obojętnie Leigh-Anne.                                                  - Co? - nie rozumiałam.                              - Pezz, chłopak jest w tobie od dawna zakochany po uszy. A ty traktujesz go jak brata - wyjaśniła mi Jade.                     - Bo jest dla mnie jak brat - zaczęłam szukać wzrokiem Kevina i gdy udało mi się już namierzyć mój "cel" ruszyłam przed siebie.                                                  - Gdzie ty się wybierasz? - ciepły głos Jesy rozszedł się po moich uszach.        - Idę to wyjaśnić - krzyknęłam i pobiegłam w stronę bruneta.                      - Kevin... - położyłam delikatnie rękę na jego ramieniu, okrytym jedwabną koszulą. - Kev... Co się dzieje?                   - Nic.                                                               - Mym... Przecież widzę.                            - Wczoraj cię to jakoś nie obchodziło- rzucił z wyrzutem.                                         - Słucham?! Przypominam Ci, że to ty urządziłeś mi wczoraj awanturę o nie wiadomo co! - byłam poirytowana jego słowami.                                                        - Pewnie! Wszystko to moja wina. Ale jeśli on cię skrzywdzi, to oczywiście przyjdziesz zapłakana do mnie!                  - Nie licz na to.                                               - Super! Jakiś gnojek, którego nie znasz przesiaduje u ciebie pół nocy, ale jeśli będziesz miała kłopoty to do mnie! Świetne! Wiesz, co?! Martwiłem się o ciebie. Stałem pod twoim domem, żeby ci zapewnić bezpieczeństwo!                    - O nic cię nie prosiłam!                              - Myślałem, że jesteś inna! Ale ty też lecisz na bad boy'ów, którzy chcą cię skrzywdzić! Pewnie już z nim spałaś, co?  - zabolało. Cholernie zabolało.                   - Nic o mnie nie wiesz! Daj mi święty spokój! - uderzyłam go z całej siły w twarz. Z moich oczu poleciała przezroczysta ciecz. Na moim biodrze poczułam czyjąś dłoń. Już miałam krzyknąć, żeby Kevin mnie zostawił, lecz zostałam brutalnie pociągnięta do jakiegoś kantorku i przyparta do szorstkiej ściany. Cholera! To był ON. To był Andrew... 

* oczywiście uważam, że Pezz jest piękna, to tylko na potrzeby opowiadania xD

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej! Wiem, że rozdział jest krótki, ale miałam trochu mało czasu ;) Komentarzy jest coraz mniej... Mam wrażenie, że mnie nie lubicie :(((

Ważne! Jeśli ktoś nie podał mi jeszcze swojego tt, a chce być informowany o rozdziałach, to piszcie w rozdziałach! :) + przeczytałam na 100% wszystkie wasze blogi, tylko, że w weekend, bo teraz jest malutki czasu  xD

A! I jak pewnie zauważyłyście, pojawił się związek Jarry :p Ja osobiście kocham Jam, ale na prośbę kilku osób jest Jarry  :) No i kolejna porcja blogów:

1.http://remember-me-harry.blogspot.com

No i chyba mój ulubiony:

2. http://psychotic-tlumaczenie.blogspot.com

Trzymajcie się ciepło <3

Czytasz--->komentujesz ;)

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 3: I'm so sorry...

- Kevin? - byłam zaskoczona, lecz strasznie szczęśliwa, że moim oczom nie ukazał się Andrew.                                - Hej Pezz! Coś ty taka zdziwiona? - zapytał, robiąc przy tym minę, zwaną przez wszystkich 'uśmiechem'. - Nie cieszysz się? 


- Cieszę się, cieszę... Wchodź - odsunęłam się, aby zrobić mu przejście. 
- Em jestem Zayn - przedstawił się mojemu przyjacielowi brunet. 
- Cześć - rzucił niechętnie Kevin, tak jakby był wściekły, że Zayn się tu znajduje. - Nie mówiłaś, że masz gościa - tym razem zwrócił się do mnie. 
- To ty nie mówiłeś, że przyjdziesz Kev - tak go zdrobniale nazywałam. 
- W takim razie widzę, że jestem tu niemile widziany - warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami, mimo moich wołań. 
- A tego co ugryzło? - spytał zaskoczony reakcją Kevina mulat. Wzruszyłam tylko ramionami, bo co miałam powiedzieć? Mój najlepszy przyjaciel nigdy się tak zachowywał... 
- Mam jakieś szanse, żeby dowiedzieć się, co cię gryzie? - spojrzał mi prosto w oczy. Pokiwałam niepewnie, ale twierdząco głową. Może to przez te oczy mu uległam? A może to przez ten jego ciepły, opanowany głos? Wiem tylko, że chciałam mu o wszystkim powiedzieć. O wszystkim.  
- Masz - podałam mu delikatniekatnie swój telefon. 

  *** 30 minut później *** 

- On nie odpuści, rozumiesz. Boję się go! - lamentowałam cała zapłakana - Nie mam już siły Zayn... 

- Cii wszystko będzie dobrze, przy mnie jesteś bezpieczna - mówił do mnie spokojnie, jak do dziecka. - B-E-Z-P-I-E-C-Z-N-A - przeliterował. Miałam wrażenie, że wszystko co mu mówiłam, przyjmował z nadmiernym spokojem. Tak, jakby o wszystkim wiedział. Tak, jakby znał całą moją historię... Nawet nie wiem, jak znalazłam się w jego ramionach. Czułam się lepiej. Czułam się bezpieczna. Przy nim. Przy osobie, którą poznałam dziś po południu, gdy pobrudziła moją koszulę lodami czekoladowymi? Nie. Przy moim przyjacielu. Nie rozumiem, jak w tak szybkim czasie, po tym co przeszłam, zdążyłam mu zaufać i się z nim zaprzyjaźnić. 
- To co robimy. Może jakaś kolacja? Nie mogę cię zostawić samej po tym ostatnim SMS-sie. - poruszył przyjaźnie końcówkami ust.  
- No to niech będzie kolacja... - zgodziłam się dość łatwo. 
- Co robimy? - popatrzył na mnie zaciekawiony. 
- A co potrafisz? Może... Sałatka? - zaproponowałam. 
- A czy ja wyglądam jak królik? 
- Widzę jakieś podobieństwo - zażartowałam, uspokajając się trochę po moich wyznaniach. Nie myślałan, że przyjdzie mi to tak łatwo. 
- Może naaleeeeśniiiiiikkkii? - zrobił minę małego pieska błagającego o miskę wody. 
- Niech ci będę te naleśniki - przewróciłam oczami. - Tam jest mąka, tam jajka... Nie dokończyłam wskazówek, bo poczułam na swojej twarzy rozsypaną mąkę. - Już nie żyjesz! - rzuciłam się na niego z jajkiem w ręku. 
- Jesteś tego taka pewna? - dostałam po twarzy olejem. Nagle poczułam, że coś, a raczej ktoś odrywa moje nogi od ziemi. - Teraz cię mam! - uśmiechnął się złowieszczo, po czym położył mnie na skórzaną kanapę i zaczął bezlitośnie łaskotać. 
- Nie! Pomocy! - wyrwałam się z objęć mulata i pobiegłam z powrotem do kuchni. Od dawna nie czułam się tak dobrze. Z nikim i przy nikim. Nie pamiętam kiedy ostatnio tyle się śmiałam. To było na pewno zanim pojawił się ON. 
- Czyli jednak potrafisz się śmiać - skąd wziął się tutaj tak szybko Zayn? Chyba na szczęście nie miał już zamiaru mnie gilgotać. Chyba. Poczułam lekką wibrację w kieszeni, a do moich uszu dobiegł nieprzyjemny dźwięk. SMS.  
- To od niego? - zaniepokił się Zayn. - Perrie? - ponaglił mnie. 
- Nie, to od rodziców - odczytałam wiadomość: 

" Kochanie, niestety nasza konferencja w Wiedniu się opóźnia i wrócimy dopiero za tydzień. Na pewno sobie poradzisz. 

                                      Rodzice" 

Westchnęłam. Nie było ich już od 19 dni, a teraz jeszcze to... Może gdyby tyle nie wyjeżdżali, bylibyśmy sobie bliżsi? Może powiedziała bym im o Andrew? Może... 
- Wszystko ok? - Zayn nachylił się nade mną. 
- Tak, przezwyczaiłam się, że wszyscy mają mnie w głębokim poważaniu - westchnęłam cicho. Dźwięk. Wibracja. Telefon. SMS. ON. Strach. Bezradność. 

" Sprowadziłaś sobie kochasia dziwko? Dzisiaj ci się jeszcze upiecze. Pozdrów tatusia.   

                                 Andrew xx" 

Łza. Znowu mój ojciec. Wściekłość. Smutek.  
- Pokaż mi telefon - rozkazał Zayn. - No pokaż mi do jasnej cholery ten telefon! - wrzasnął. 
- Masz! I co?! Zadowolony?! - krzyknęłam i pobiegłam zapłakana na górę do sypialni. Schody, chociaż nowe, uginały się pod naciskiem moich stóp. Moje ciało upadło bezwładnie na łóżko. 
- Pezz, przepraszam. - do mojego pokoju, ku mojej wściekłości, wparował brunet. - Ja nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Martwię się. Błagam odezwij się - milczałam - Przepraszam... - dotknął mojego ramienia, lecz zignorowałam jego gest. Nie chciałam czuć jego dotyku. W jakimś stopniu się go bałam. Po co dawałam mu ten durny numer telefonu? Po co? Po moim policzku spłynęła łza. Jak mogłam go do siebie dopuścić? Wyszedł. Leżałam na łóżku, zastanawiając się, co zrobić. Może faktycznie się martwił? Może to ja przesadzam? Przecież nie każdy musi być jak Andrew... Zeszłam niepewnie na dół.  
- Z-Zayn? - zastałam go na dole. Całego zapłakanego. Szok. Żałował? Chyba tak. - Zayn - nie podniósł nawet oczu, żeby na mnie spojrzeć. 
- Jestem zwykłym... 
- Nie kończ - przerwałam mu. - Błagam, nie kończ. 
- Przepraszam... Ja, ja zachowałem się jak ON - schował swoją głowę w dłonie.

- Ej, nie mazgaj mi tu się - starałam się rozluźnić atmosferę. Nie wiem dla czego, ale utworzyła się między nami nieznana mi wcześniej więź. Znałam go tak krótko, a mimo to o wszystkim mu powiedziałam. Był taki czuły, spokojny.  
- Wybacy mi pani? Ja baldzo pseplasam. 
- Wybaczy, wybaczy... - zachichotałam cicho. - To co robimy? Bo z naleśników raczej nici... Połowa składników leży na ziemi - wskazałam na kuchenną podłogę i wzruszyłam bezradnie ramionami. 
- Jesteś głodna? 
- Nie... Chyba nie - wystrzeliłam jak z procy. W tym samym momencie mulat rozsiadł się wygodnie na mojej kanapie i włączył jakiś film. 
- Może być? 
- Może być - zgodziłam się i przysiadłam się do niego. Poczułam, że odgarnia mi moje blond włosy z za ucha. 
- Nie gniewasz się już księżniczko? - szepnął mi do ucha. Zaraz, jak on do mnie powiedział? Nie miałam już siły nad tym myśleć. Poczułam, że moje senne powieki zamykają się, a ciężka ze zmęczenia głowa opada na ramię Zayna. Zasnęłam. 

*** oczami Zayna *** 

Poczułem, jak jej piękna główka opada na moje ramię. Zasnęła. Delikatnie uniosłem jej chude ciałko i zsniosłem do jej sypialni. Chyba. Patrzyłem jak śpi. Była taka śliczna i delikatna. To okropne, że musiała przez tyle przejść. Zaraz Zayn? Czy ty się w niej zakochujesz? Nie, możesz się zakochać w każdej, tylko nie w niej. Musisz dotrzymać umowy... 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 

Heeeeej <3 No i jest 3 rozdzialik :) 

Nie jestem za bardzo zadowolona z treści, ale długość jest już lepsza xD nie mogę się doczekać, kiedy skończę tą "zapoznawczą" część i zacznie się wartka akcja ^.^ Dziękuję za wszystkie komentarze <3 Żeby uniknąć pytań - nowy rozdział pojawi się we wtorek :D Pamiętajcie: 
więcej komentarzy --------> dłuższy rozdział
Łapcie kilka fajnych blogów :)
1.http://lietomefanfic.blogspot.com
2.http://angelforrequest1d.blogspot.com
3.http://now-or-never-harrystyles.blogspot.com

sobota, 15 marca 2014

Ważna wiadomość :)

Hej! Mam dla Was propozycję ;) Pomyślałam, że tak jak na niektórych blogach, tak i na moim, możemy zrobić tak, że o nowych rozdziałach będę informowała was na twetterze :))) Musicie mi tylko podać swoje tt <3 Piszcie w komentarzach!
Mój tt: @LoveZerrie69
Miłego weekendu siostry ^.^

piątek, 14 marca 2014

Rozdział 2: Why not?

~ przeczytajcie notatkę pod rozdziałem ^.^

- Błagam, żeby to nie był ON, błagam żeby to nie był ON - zaklinałam w myślach. A może to Kevin, przecież lubił składać mi niezapowiedziane wizyty? Pff Perrie kogo ty oszukujesz? Otworzyłam drzwi, przy okazji zdrapując brud z klamki. Nie chciałam tego robić, lecz czułam, że ktoś kto stoi za tymi drzwiami łatwo nie odpuści.
- Egheeem cześć? - wyjąkałam zdziwiona, widząc w drzwiach Zayna. W sumie to powinnam się cieszyć, to w końcu nie był ON. 

Tylko przecież widzieliśmy się niecałą godzinę temu! A ten zdążył obrócić, a w dodatku w jego ustach widziała soczyście czerwona róża.
- Hej! - wyjąkał chyba trochę speszony moim zachowaniem. - To dla ciebie. Na przeprosiny - wyciągnął przed siebie różę, a na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech. Lubiłam ten uśmiech. Lubiłam Zayna. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego dałam mu swój numer telefonu. Od kiedy pojawił się ON, nie szastałam swoim numerem na lewo i prawo. Ale mulat wzbudził we mnie zaufanie. Nie bałam się go. Wręcz przeciwnie. Zresztą czego miałam się bać? Jeden prześladujący mnie oszołom czy dwóch. Co za różnica.
- D- dziękuję. Nie trzeba było - uniosłam mimowolnie kąciki ust. - Może wyjdziesz? - zatoczyłam reka duże koło w kierunku salonu.
- Ej... - poczułam jego dłoń na ramieniu. Po moim ciele od stóp do głów przeszedł mnie przyjemny dreszcz - Co się dzieję? - spytał, a ja na prawdę nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Słucham? - popatrzyłam na niego zdziwiona.
- No wiesz... Byłaś taka dziwna i nieswoja. Długo zastanawiałaś się, czy dać mi swój numer telefonu i wiesz... To trochę dziwne - oznajmił mi powoli, tak jakby chciał opóźnić moją reakcję.
- Nie twoja sprawa! - warknęłam. Wiedziałam, że chce dobrze, lecz jeśli chodzi o tą sprawę, byłam szczególnie drażliwa.
- Czyli jednak jest coś na rzeczy - popatrzył na mnie z troską.
- Powtarzam: nie twoja sprawa! - byłam już na serio wkurzona. Ale chyba nie na niego. Raczej na siebie. Na to, że pozwalam JEMU kierować swoim życiem. Że jestem taka bezsilna.
- Teraz już moja. Nie wyjdę stąd póki nie powiesz mi o co chodzi - powiedział stanowczo, ale o dziwo bardzo spokojnie.
- Pa! - rzuciłam tylko i zamknęłam mu drzwi prosto przed nosem. W tym samym momencie poczułam się jak idiotka. Słyszałam jego pośpiesznie, nerwowe kroki. Dlaczego to zrobiłam? Dlaczego? Może dlatego, że wtrącał nos w nie swoje sprawy? Pfff, zachowałam się głupio i tyle. Nie ma co się usprawiedliwiać. Znowu ten paskudny dźwięk. SMS. Zayn czy Andrew? Zayn czy Andrew? Zayn czy Andrew? Niechętnie odblowowałam telefon:

"Masz jedną nieprzeczytaną wiadomość od:Andrew"

Otwierać czy nie. Kliknąłam napis 'przeczytaj' i od razu tego pożałowałam.

"Co powiesz na małe odwiedziny kotku? Twój tatuś raczej się zgodzi no nie? <3

                                      Andrew xx "

Wypuściłam z hukiem telefon i już po chwili ten leżał roztrzaskany na ziemi. Zazwyczaj po takich SMS-ach ON przychodził pijany i dobijał się kilka godzin do moich drzwi. A ja bałam się co się stanie, jeśli dostanie się jakimś cudem do środka. I dlaczego zawsze pisał coś o moim ojcu? Przecież nawet go nie zna! Szybciej niż kiedykolwiek pociągnęłam za klamkę i otworzyłam dębowe drzwi.
- Zayn! - krzyknęłam na całe gardło - Zayn!
- Co? - odwrócił się gwałtownie. Był zły. Na mnie. 
- Wejdziesz? - spytałam z ogromną nadzieją w głosie. Chociaż raczej powinnam była powiedzieć 'krzyknęłam', ponieważ mulat stał jakieś 50 metrów ode mnie. Po kilkunastu sekundach brunet znalazł się obok mnie. Tak na prawdę dziwiłam się samej sobie. Wpuszczać prawie obcą osobę do domu? Dawać jej swój numer telefonu? Robiłam dzisiaj bardzo dziwne rzeczy. 
- Zmieniłaś zdanie? Tak nagle? - zasypywał mnie pytaniami.
- No cóż... Kobiety są zmienne - starałam się, aby zabrzmiało to jak najbardziej wiarygodnie. - To... Ehh... napijesz się czegoś? Soku? Kawy? - zaproponowałam, gdy znaleźliśmy się już w środku.
- Masz może wodę?
- Tak, pewnie! - odparłam entuzjastycznie i zamaszystym ruchem nalałam bezbarwnej cieczy do jasnoniebieskiej szklanki. - Trzymaj - wyciągnęłam do niego napój.
- Dziękuję - obdarzył mnie dość oryginalnym uśmiechem. - Nie chcę być nachalnym, ale myślę, że czasami łatwiej pogadać z kimś obcym - wystrzelił, tak jakby go ktoś gonił.
- Ale sam dzisiaj, gdy 'wyłudzłeś' ode mnie numer telefonu - zaczęłam.
- A ty mi go dobrowolnie dałaś - dokończył.
- Powiedzmy. W każdym razie w tedy oznajmiłeś mi, że przecież cię znam, a teraz mi mówisz, że łatwiej pogadać z 'obcą' osobą. Jak to wyjaśnisz znany/nieznany Zaynie? - podkręciłam z niedowierzaniem głową.

- Nie bądź taka drobiazkowa - zaśmiał się cicho - Dlaczego nie ufasz ludziom? Dlaczego masz zapuchnięte od płaczu oczy i prawie wcale sie nie uśmiechasz, a jeśli już to sztucznie? - wydukał - Dlaczego? - szepnął.
- Zayn... Nie dziś. Proszę.
- Nie dziś, to kiedy?
- Nie wiem. Na prawdę nie wiem Zayn
Naszą dalszą konwersację przerwał dzwonek do drzwi. Za nimi mogła stać już tylko jedna osoba...
************************************
Hej! Jest 2.rozdział :) Wiem, że nudny, ale już nie długo będzie się działo coś ciekawszego ;) Teraz mam 4 sprawy :D
1. Czy przeszkadzają wam gify i zdjęcia w rozdziałach? Jedna osoba mi o napisała, że jej przeszkadzają i nwm czy je dalej dodawać :/
2. Strasznie dziękuję za wszystkie komentarze <3 Szczególnie Lady in red. To dla mnie mega ważne. Strasznie się cieszę, że dajesz mi różne wskazówki itp., bo to mój
1.blog i co dopiero się uczę xD Dziękuję także za polecenie mojego bloga Asi Horan :3 Nawet nie wiesz jak wielką mi sprawiłaś radość <3
3. Przepraszam, że rozdział jest krótki i nudny, ale obiecuję poprawę :))) Niestety, teraz mam gorączkę i ciężko było mi pisać coś dłuższego :(
4. Jak myślicie, kto tym razem odwiedził Pezz?

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 1: It's just me...

#MUSIC

  
...i przeczytałam:

"Ładnie to tak chodzić na wagary? Tatuś nie byłby z ciebie dumny kotku.

                                   Andrew xx"

Idiota.

Śledził mnie. Tego byłam pewna. Tylko po co? Jaką niespodziankę przygotował dla mnie dziś? Porwanie? A może chce mi po prostu przypomnieć, że o mnie nie zapomniał i nie zostawi mnie tak łatwo? Nie miałam pojęcia. Bałam się. Po prostu się GO ponicznie bałam. Wiedziałam, że mnie obserwuje, i że daję mu satysfakcję, gdy widzi mnie teraz wkurzoną, wściekłą, a przede wszystkim przerażoną. Niby w treści SMS-a nie były zawarte groźby, ani nic podobnego, ale to był SMS od NIEGO. To nie mogło oznaczać nic dobrego. Nic. A może przesadzam? Może on chce tylko widzieć mój strach? Chce się po raz kolejny zabawić moim kosztem? Starałam się uspokoić moje wychudzone od ciągłych nerwów płaczu, cherlawe ciało, ale słabo mi to wychodziło. Już miałam skręcić w długą,  przepełnioną ludźmi ulicę, na której znajdował się mój bladożółty dom, gdy poczułam mocne ukłucie chłodu na mojej zasłoniętej lilową koszulą klatce piersiowej. Podniosłam nerwowo głowę. Naprawdę, jedyne czego mi teraz potrzeba mi było do szczęścia, to lodów czekoladowych rozciapcianych na nowej koszuli.
- Możesz uważać jak chodzisz?! - wycedziłam przez zęby. - Widzisz co narobiłeś? - rzuciłam z wyrzutem, ścierając ślady ciemnej czekolady z materiału.
- J-j-ja bardzo przepraszam - wyjąkał zmieszany. Spuścił na dół swoje piękne ciemne oczy.
 -Zaraz? Czemu wyżywasz się na chłopaku, który tak na prawdę nic złego nie zrobił? - po raz kolejny dzisiajszego dnia skarcił mnie mój mózg.
- Nie, to ja przepraszam. Nie powinnam była tak reagować. - uśmiechnęłam się do niego lekko. Inaczej chyba nie potrafiłam, a sądząc po jego mine moje staranie wyglądały dość żałośnie.
- No to się dogadaliśmy. Jestem Zayn, a ty? - na jego twarz od razu wstąpił wyszczerz, bo raczej ciężko było nazwać to uśmiechem.
- Emm...Perrie - powiedziałam spokojnie, obserwując jego twarz. Miał ciemne, piękne oczy, delikatnie zarysowane kości policzkowe oraz włosy postawione na żelu lub na lakierze. Nie znałam się na tym zbytnio. Nigdy nie zwracałam uwagi na wygląd, ale muszę przyznać, że był całkiem przystojny - Ja już pójdę. Pa! - rzuciłam, aby przerwać krępującą ciszę. Obróciłam się na pięcie i powoli odeszłam.
- Czekaj! Dasz mi chociaż swój numer telefonu? - spojrzał na mnie błagalnie. 

- Wybacz, ale nie daję swojego numeru obcym osobom - przybrałam miły wyraz twarzy, aby nie wyjść na za przeproszeniem sukę.
- Ale ja przecież nie jestem nieznajomy! Jestem Zayn - uśmiechnął się przyjaźnie.
- W takim razie możemy się dogadać znajomy Zaynie - puściłam do niego oczko. Czułam się trochę dziwnie, bo od kiedy poznałam JEGO, nie ufałam raczej ludziom, a tym bardziej osobom poznanych na ulicy. Wpisałam niepewnie numer do jego pancernego telefonu. - Pa! - rzuciłam na odchodne i odeszłam pewnym krokiem w stronę mojego domu. Widziałam, że Zayn odprowadza mnie czujnym wzrokiem, lecz gdy powoli, jakby stanowiło to dla mnie ogromny trud, otworzyłam dębowe drzwi z wyrytym napisem 'Edwards', szybko się obrócił i pobiegł w przeciwną stronę. Spojrzałam na stary zegar w przedpokoju. Było już po 17. Rzuciłam się na tapczan, ale dziwnym trafem nie chciało mi się płakać. W sumie dostałam dziś tylko jednego i to jeszcze niewiele znaczącego dla mnie SMS-a. Jedyne czego się bałam, to tego, że to nie koniec na dziś. Bałam się, że ON ma dla mnie dzisiaj jakąś specjalną niespodziankę. Czasami zastanawiałam się, dlaczego to właśnie mnie prześladuje. Dlaczego stara się, żeby to właśnie moje życie było tak beznadziejne? Musiał mieć jakiś powód. Tylko jaki? Tego nie dane mi się było się jak do tej pory dowiedzieć. Moje rozmyślania przerwał donośny dzwonek do drzwi...
******************************************
Hej! Jest rozdział 1 i pojawił się Zayn <3 Wiem, że rozdział nie jest jakiś powalający, ale musi być jakiś wstęp do kolejnych wydarzeń ;) Chciałabym bardzo podziękować za wszystkie komentarze, szczególnie te dłuższe :)))  Jak myślicie, kto odwiedził Perrie? 


poniedziałek, 10 marca 2014

Prolog :)

Kolejny ponury dzień, kolejny dzień w mojej nudnej, zapyziałej szkole, kolejny dzień, w którym uświadamiam sobie, jak beznadziejne jest moje życie, jak bardzo siebie nienawidzę. Kolejny dzień, w którym panicznie boję się spojrzeć na telefon. A przyczyną wszystkich moich zupełnie nieistotnych dla innych problemów jest ON - Andrew. Na początku było miło - wymienienie się numerami telefonów, spotkanie na kawie. Potem zaczęło się piekło. Mówię to mając na myśli SMS-y z groźbami, porwania, szantażowanie itp. A w tym całym zamieszaniu ja - Perrie Edwards - normalna dziewczyna, która kiedyś miała wyszczerz na twarzy 24h, nie przejmowała się durnymi wyzwiskami i docinkami. Dziś już taka nie jestem. ON mnie zmienił. Teraz odzywam się tylko do Maxa - mojego brata, Kevina,Jade, Jesy i Leigh - moich przyjaciół i Nancy - mojej gosposi. Chyba tylko oni się o mnie martwili. Ale nigdy im niczego nie powiedziałam o moich kłopotach. Bałam się? Nie wiem. Może. Myślę, że dawałam JEMU tylko jeszcze większą frajdę, gdy wszystko trzymałam w sobie, ale...ale nie wiem czemu tego wtedy nie zrobiłam. Już nie jestem pewna niczego. Już przestało mnie zupełnie obchodzić to, że moi rodzice mają mnie kompletnie w dupie i robią wszystko, aby tylko nie pojawiać się w domu... Już tak naprawdę nic mnie nie obchodziło. Chciałam tylko, aby to cholerne piekło się skończyło. Żebym mogła spokojnie wyjść z domu, nie martwiąc się o swoje bezpieczeństwo. Ale takie sytuacje zdarzały się tylko w mojej głowie - głowie pełnej smutku i obaw o to, co zdarzy się jutro. Po moim oku zaczęła cieknąć łza. Po chwili wypłynęło ich już znacznie więcej. Zastanawiałam się skąd bierze się tyle tej słonej cieczy w moim organizmie. Przepłakiwałam wszystkie noce i popołudnia, a i tak moje ciało było przeciwko mnie i wypuszczało to cholerstwo na zewnątrz. Starałam się zamaskować mój stan uśmiechem, ale chyba słabo mi to wychodziło.
- Panno Edwards, czy ja pani w czymś przeszkadzam? - wychrypiała swoim paskudnym głosem chemica.
- Nie, bardzo przepraszam - wybąkałam przez mam nadzieję coraz mniej widoczne łzy.Muszę jakoś trzymać fason, w końcu to klasa maturalna...
- W takim razie proszę mi podać... - nie dokończyła. Przerwał jej dzwonek. Jak ja kocham ten dźwięk. Złapałam szybko moją chyba kiedyś turkusową, ale teraz zupełnie zszarzałą torbę i wyszłam z zatłoczonej klasy. Miałam jeden prosty kierunek - drzwi wyjściowe. Wiedziałam, że nie wytrzymam reszty lekcji, więc po co miałam na nich siedzieć? Wyszłam z miejsca tortur, przepuszczając przy okazji jakąś dziewczynkę z podstawówki. Miała na twarzy taki piękny, szczery uśmiech. Ile ja bym dała za jakiś powód to takiego uśmiechu. Nie zastanawiając się dłużej nad tym faktem, ruszyłam pewnym krokiem przed siebie. Moje fioletowe szpilki stukały o powykrzywiany chodnik. Nie było tak źle. Wystarczy jeszcze dojść do domu i będę mogła spokojnie opaść na wygodną kanapę, umieszczoną w przestronnym salonie.
- Jeszcze tylko 50 metrów... - odliczałam niespokojnie w obolałej głowie. Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. Nie,to nie może być prawda... Byłam pewna, że jest on od NIEGO. Mimowolnie odblokowałam ekran mojego smartfona i przeczytałam...
*********************************************************************************
No i jest 1.rozdział <3 Mam nadzieję, że się wam spodobał ;) Jeśli to przeczytałeś to zostaw chociaż symboliczną kropkę w komentarzu, żebym wiedziała, że jesteś.

Bohaterowie "You are my drug"

Perrie Edwards - 19 lat

Zayn Malik - 19 lat

Andrew Gray - 21 lat

Jade, Jesy i Leigh-Anne - najlepsze przyjaciółki Perrie

Max Edwards - brat Perrie

Kevin - najlepszy przyjaciel Perrie

Laura - siostra Andrew

Niall, Louis, Harry i Zayn - chodzą do tej samej szkoły co Perrie i Zayn

******************************************
Hej! Zapraszam Was serdecznie na mojego bloga o Zerrie :) Mam nadzieję, że się Wam spodoba ;) Na razie macie spis najważniejszych bohaterów xD Nie ma przy nich jakichś mega długich opisów, ale nie chcę psuć niespodzianki :D